2 czerwca nakładem wydawnictwa Burda Książki ukazała się najnowsza powieść Marty Guzowskiej "Chciwość". To trzymający w napięciu thriller archeologiczny, gdzie tempo akcji napędzają spektakularne pościgi przez malownicze wyspy Morza Egejskiego, a trudna do okiełznania chciwość prowadzi bohaterów do zbrodni. Czy wrodzony instynkt, siła i spryt sprawią, że Simona uwolni Ivana z rąk oprawców, znajdzie swój skarb i wyjdzie z tego cało?
Marta Guzowska jest pisarką i czynnym doktorem archeologii, w jednej osobie. Od ponad dwudziestu lat z pasją odkopuje historie starożytnych cywilizacji. W panteonie polskich autorów kryminału zapewniła sobie miejsce na stałe, otrzymując Nagrodę Wielkiego Kalibru za powieść Ofiara Polikseny. Kolejne dwie książki, z cynicznym antropologiem Mario Yblem, jedynie potwierdziły jej znakomity warsztat i klasę niekwestionowanej mistrzyni kryminału archeologicznego.
W swojej najnowszej powieści "Chciwość" Marta Guzowska w głównej roli obsadza kobietę, wybitną archeolog – Simonę Brenner. Tylko nieliczni wiedzą, że Simona jest także świetnie zakamuflowaną złodziejką i to jedną z najlepszych w tym fachu. Kradnie dzieła sztuki i sprzedaje kolekcjonerom za grube miliony. Tłumaczy przy tym z rozbrajającą szczerością, że dzięki temu ratuje je od zapomnienia, gdyż w przeciwnym razie gniłyby w jednej z setek muzealnych skrzyń. Chciwość kieruje uwagę Simony na złoty diadem Heleny Trojańskiej, odkopany pod koniec XIX w. przez Heinricha Schliemanna. Kobieta opracowuje doskonały plan zuchwałej kradzieży życia i pewna siebie wyjeżdża do Turcji, żeby wcielić go w życie. Sprawy komplikują się, gdy na wykopaliskach w nieznanych okolicznościach znika jej były kochanek Ivan, a porywacze przesyłają Simonie jego palec.
"Obracam pudełko w dłoniach. Mam ochotę je wyrzucić. Ale w zasięgu wzroku nie ma żadnego śmietnika, a podobno za wrzucanie śmieci do morza wlepiają słone mandaty. Potrząsam pudełkiem i coś w środku się przesuwa. Jeszcze raz ważę pudełko w dłoni, a potem zdejmuję pokrywkę. Wewnątrz jest wyściółka z różowej waty. Krzyczę. Po chwili zatykam sobie dłonią usta. Rozglądam się. Nikt na mnie nie patrzy. A nawet jeśli, to wyglądam po prostu jak kolejna pieprznięta cudzoziemka. Znowu zaglądam do pudełka. Pewne rzeczy, które kiedyś mnie wzruszały, teraz budzą irytację. Niczego jednak nie zapomniałam. Ciągle pamiętam wielkość i położenie każdej blizny na dłoniach Ivana. Dlatego od razu rozpoznaję, że mały palec, odcięty na wysokości drugiego stawu, ułożony na różowej wacie, należy do niego."
To zaledwie początek brawurowej przygody Simony, której nie sposób nie lubić, nawet pomimo jej niechlubnej profesji. Jest mądra, zaradna, zuchwała i zdeterminowana w dążeniu do celu.
"Złota blacha. Dwanaście tysięcy dwieście siedemdziesiąt jeden malutkich ogniw. Cztery tysiące sześćdziesiąt sześć niewiele większych złotych listków. Ogniwa i listki połączone w trzydzieści dwa krótkie łańcuszki i siedemdziesiąt cztery krótkie. Znam te dane na pamięć, potrafiłabym je wyrecytować obudzona o północy. Te krótkie łańcuszki są akurat takiej długości, że tworzą nad czołem złotą grzywkę. Długie okalają twarz po obu stronach. Każdy łańcuszek zakończony jest większym wisiorkiem: te dłuższe mają kształt stylizowanych ludzkich postaci, a te krótsze liści o dwóch ostrych końcach. Waga: sto dziewięćdziesiąt trzy i czterdzieści siedem setnych grama. Wartość? Oficjalnie diadem Heleny jest bezcenny. Nie ma ceny na Monę Lisę, nie ma ceny na Wenus z Milo i nie ma ceny na złoty diadem znaleziony w Troi przez Heinricha Schliemanna, diadem, którym ozdobił swoją żonę Sophię na najsłynniejszym zdjęciu dziewiętnastego wieku. To znaczy nie ma ceny oficjalnej. Bo nieoficjalnie kolekcjonerzy są gotowi zapłacić dużo. Dużo! Powinno mi starczyć pieniędzy do końca życia. Albo przynajmniej na kilka lat. Głaszczę delikatnie złote listki, a one szeleszczą pod moimi palcami. Co za szkoda, że muszę odsprzedać dalej to cudo! Przykładam diadem do twarzy i w świetle jarzeniówki przeglądam się w łazienkowym lustrze okolonym plastikową różową ramą. Przydałby się mocniejszy makijaż. Albo w ogóle jakiś makijaż, po nieprzespanej nocy. Układam diadem na łóżku. Nie mogę oderwać od niego wzroku."
Czy Simonie Brenner uda się wyrwać ze szponów chciwości?
Komentarze (0)