10 rzeczy, którymi nieświadomie robisz dziecku krzywdę
Rynek gadżetów dla dzieci, których zadaniem jest ułatwić rodzicielstwo, dosłownie pęka w szwach. Młodzi rodzice chętnie sięgają po rzeczy, które mają przybliżyć im nieco sielankę i pomóc oswoić przerażający świat obsługi malutkiego człowieka. Na wszystkie te nowinki i wymysły najchętniej dają się nabierać nowicjusze, rodzice swoich pierwszych dzieci. I choć to oni najbardziej boją się popełniać w nowej roli błędy, to właśnie im w udziale przypada najwięcej nieświadomych pomyłek, którymi można całkiem sporo napsuć.
Sprawdź czym można wyrządzić dziecku krzywdę i czego powinieneś się wystrzegać.
-
Chodzik
Rodzice lubią postępy swoich dzieci. Z nieskrywaną dumą opowiadają o pierwszym ząbku, pierwszym słowie, pierwszej zjedzonej marchewce. Do grona „pierwszych” z całą pewnością zaliczają się również kroki. Niecierpliwi rodzice próbują często przyspieszać proces, wspierając malucha w próbach pionizacji postawy i samodzielnych spacerów. Tymczasem, jakiekolwiek dążenie do samodzielnego chodzenia, kiedy postawa nie jest do tego gotowa, przynosi potężne szkody. Umieszczanie więc dziecka w chodziku, sztucznie utrzymując je w pionie, obciążając biodra i zaburzając naturalny rytm rozwoju, skutkować może wyłącznie wadami postawy w przyszłości. Naprawdę warto poczekać, aż mały as wykona pierwszy krok wtedy, kiedy sam będzie na to gotowy.
-
Nosidło
Nie każdy chce mieć wózek, nie każde dziecko lubi w nim leżeć. Z pomocą przybywają więc nosidła. Zwane przez złośliwych wisiadłami, utrzymują dziecko w zupełnie nienaturalnej dla niego pozycji, opierając ciężar całego ciała na kroczu, obciążają biodra, kręgosłup i skutkując poważnymi zaburzeniami w rozwoju sylwetki. Dla małych dzieci, jedynym słusznym (poza wózkiem oczywiście) rozwiązaniem są wiązane chusty. W nich faktycznie maluch może być blisko rodzica, ale w dobrze zamotanej chuście, odbywa się to zupełnie bez szkody dla sylwetki. Jeśli nie jesteś pewna, czy potrafisz zawiązać prawidłowo chustę i nie wiesz, jaką wybrać – są szkolenia z chustowania. Warto zainteresować się tematem, unikając w przyszłości wizyt na rehabilitacji.
-
Po co fotelik?
Dzieci czasem płaczą. To zupełnie naturalna forma ich komunikacji ze światem. Dzieci płaczą również w fotelikach samochodowych. Płaczą, bo akurat chcą, płaczą, bo im niewygodnie, płaczą bo im gorąco, albo dlatego, że mama zniknęła z pola widzenia i siedzi z przodu. Tymczasem, okazuje się, że są rodzice – i każdy z was pewnie widział takich na jakimś parkingu – którzy uważają, że ich rolą jest uchronienie maleństwa przed smutkami. Zamiast więc przewozić swój największy skarb bezpiecznie w foteliku, wożą dzieci na kolanach, trzymając je na rękach, w gondoli od wózka i na milion innych, bardzo szkodliwych sposobów. A ponieważ zagrożenie jest ogromne, podkreślimy kilka faktów: Fakt 1: foteliki to bezpieczne akcesoria, którym przyznawane są stosowne atesty. Wynikają one z przeprowadzonych badań i crash testów zderzeniowych, które weryfikują sprawność fotelika w sytuacjach krytycznych. Fakt 2: dziecko ma bardzo ciężką, w stosunku do reszty ciała, głowę, nie ma silnych mięśni, a kręgi szyjne nie są jeszcze gotowe do wytrzymywania dużych obciążeń. Siły fizyczne, jakie działają na kręgosłup w chwili wypadku, bez należytego zabezpieczenia, mogą być drastyczne w skutkach. Fakt 3: wypadki są losowe i zdarzają się bez uprzedzenia. Można być dobrym lub złym kierowcą – to, co dzieje się na drodze, jest wynikową mieszanki zachowań wszystkich, którzy się na niej znajdują. Wbrew poczuciu bezpieczeństwa – 5 minut drogi od domu, również można zginąć w wypadku. Fakt 4: dziecko jadące bez fotelika, na kolanach mamy lub w gondoli, dziecko w słabej jakości foteliku bez atestów lub dziecko źle zapięte w foteliku, w chwili wypadku, może wysunąć się z uprzęży pasów i po prostu zginąć. Jego małe ciało będzie bezwolnie rzucane po samochodzie (lub wyrzucone poza niego). Fakt 5: foteliki, jak wszystko inne, mają również termin ważności. Z biegiem czasu ich części konstrukcyjne osłabiają się, tracąc swoje właściwości i nie stanowiąc już zabezpieczenia. Używanie więc fotelika, który od 10 lat stał w piwnicy lub fotelików z nieznanego źródła (być może powypadkowych) jest absolutnie tragicznym pomysłem.
Dziecko ZAWSZE musi poróżować w foteliku. Fotelik winien być dobrany do dziecka i samochodu i posiadać odpowiednie atesty. Minimum do ukończenia 1-1,5 roku, dziecko musi podróżować tyłem w foteliku RWF, tzw. łupinie, ale tak naprawdę, tyłem powinno podróżować minimum do ukończenia 4 roku życia. Fotelik musi być zamontowany zgodnie z instrukcją producenta, a pasy dociągnięte tak mocno, jak to możliwe. Nie można zapinać pasów na puchowych kurtkach – zostawiają luzy ok. 10-12cm, które mogą skutkować wysunięciem się dziecka spod uprzęży w chwili hamowania. „Zapinaj pasy dziecka tak mocno, jak mocno je kochasz” i nie bagatelizuj zagrożeń, których skutków nie da się już naprawić.
-
Ochraniacze do łóżeczka
Sypialnia noworodka – ohy i ahy – można się rozpłynąć na widok wszystkich tych pastelowych dodatków i pięknych akcesoriów. Jednym z nich są ochraniacze do łóżeczek. Ich pierwotną rolą miała być ochrona małych ludzi przed uderzeniami w szczebelki. Z czasem jednak chyba poszło to wszystko bardziej w rolę ozdoby sypialni. Niemniej, nie udało nam się nigdzie trafić na tragiczną historię, opisującą niebezpieczne skutki uderzeń o łóżeczka. Udało nam się za to słyszeć o SIDS – zespole nagłej śmierci łóżeczkowej. Jej przyczyny nie są medycznie do końca poznane, wiadomo jednak, że zdrowy oddech ma tu kluczowe znaczenie. A trudno o nim mówić wtedy, kiedy dostęp do cyrkulacji powietrza nie istnieje, łóżeczko zabudowane jest z każdej możliwej strony. Ponadto, dzieci, które nie potrafią zmieniać samodzielnie pozycji, mogą się zwyczajnie udusić, jeśli położone na boku, „upadną” buzią w stronę takiego ochraniacza. Dodatkowo – jako kropka nad i – ochraniacze to zwykłe kurzołapy, z których najbardziej cieszą się alergeny.
-
Poduszki
Większość z nas śpi na poduszkach. Lubimy kiedy jest miękko i wygodnie. A swoje preferencje przypisujemy dzieciom – oczywiście błędnie. Kupowanie dziecku poduszki jest nie tylko wyrzucaniem pieniędzy w błoto, ale również ogromną szkodą dla malucha. Dzieci nie potrzebują poduszek, co więcej – nie powinny z nich korzystać. Najzdrowiej jest spać na płasko i tak właśnie powinny leżeć maluchy. Tak długo, jak to możliwe.
-
Motylki
Kolejny gadżet, który woła rodziców ze sklepowych półek. Piękne, kolorowe i reklamowane jako remedium na wyboje (?). Ułożona na motylku antywstrząsowym w wózku głowa dziecka ma mieć miękko, wygodnie i bezpiecznie. Trudno nam trochę zrozumieć tę potrzebę redukcji wstrząsów, nie zauważyliśmy, aby spacer z wózkiem należał do kategorii sportów ekstremalnych. A jeszcze trudniej nam zrozumieć uszkadzanie kręgosłupa własnego dziecka. Bo dokładnie tym skutkuje używanie wypchanych grubo motylków. Podobnie jak w łóżeczku, w wózku bobas również powinien leżeć zupełnie na płasko.
-
Świat technologii
Nikt nie mówił, że będzie lekko. Bycie rodzicem bywa prawdziwym wyzwaniem. Tablety i telefony z całą pewnością potrafią osłodzić nieco tę gorycz i sprawić, że dziecko odpływa do krainy elektronicznego dobrobytu, a rodzice mają spokój. I jeśli dzieje się tak raz na czas, nic strasznego, ale jeśli dziecko przy każdej możliwej okazji spędza czas z komórką w małej rączce – to już gorzej. Torpedowany taką ilością bodźców mózg, nie daje sobie z nimi rady. Warto więc zachować zdrowy umiar.
-
Milutkie minky
Produkty z minky - takie piękne, takie milutkie w dotyku, takie fajne. Ręka do góry, kto nie ma nic z minky w wyprawce swojego malucha? Szyje się z niego przytulanki, poduszeczki, zabawki, kostki sensoryczne, kocyki i wiele innych. Wszystko to wygląda bajecznie. Jest tylko jedno „ale” – minky to nic innego, jak przetworzone butelki PET. Tak, jest wykonane z plastiku. Jeśli więc kupisz maluchowi (zwłaszcza takiemu, który sam się jeszcze nie odkryje) kocyk z minky, przykrywasz go nieoddychającą warstwą plastiku, tyle, że w miłej i ładnej formie. To kiepski pomysł. O ile więc nie ma nic złego w przytulankach z tej tkaniny, to już na kocyk warto wybrać jednak coś bardziej przyjaznego.
-
Powozimy w foteliku
Rodzicielstwo trzeba sobie czasem ułatwiać. Znajdować złoty środek pomiędzy potrzebami swoimi a młodej latorośli i chadzać na kompromisy. I w szukaniu udogodnień nie ma nic złego, o ile nie wkraczają w strefę zagrożenia bezpieczeństwa malucha. Dostępne na rynku zestawy – wózek, którego stelaż pasuje równocześnie do wpięcia fotelika i fotelik samochodowy. Wszystko zgrane tak elegancko, że jadąc np. do lekarza, nie trzeba brać gondoli i wypakowywać malucha na parkingu ze skorupy do złożonego naprędce wózka, a za chwilę powtarzanie czynności w drugą stronę. Ot, wypinasz fotelik, wpinasz w stelaż i jedziesz. I fajna to opcja, ale na chwilę. Zbyt często niestety widuje się mamy na spacerach z nosidłami, zamiast gondoli – bo tak szybciej, bo nie trzeba zmieniać na czas jazdy samochodem, bo wygodnie. Na takich rozwiązaniach bardzo cierpi jednak kręgosłup malucha. Fotelik został skonstruowany z myślą o stworzeniu bezpiecznych warunków do jazdy, a nie całodziennego leżenia. Dziecko nie może przebywać w nim dłużej niż 1-1,5h.
-
Smoczek
Odruch ssania u niemowląt wynika z ich natury. Żeby więc zastąpić maleństwu potrzebę ssania piersi, wykorzystujemy smoczki. Radzą sobie z ukojeniem nerwów dziecka, uspokojeniem, wyciszeniem płaczu. Pomagają rodzicom. Znowu jednak ukryty jest haczyk. Jeśli zbyt długo towarzyszą małemu ssakowi, stają się jego przyjacielem i uzależniają od siebie jak narkotyk. Odebranie maluchowi smoczka gdzieś pomiędzy skończeniem 6 a 12 miesiąca życia odbywa się zwykle bez przeszkód, a równocześnie, dziecko ma już znacznie słabszą potrzebę ssania. Przeciągnięcie tego momentu dłużej skutkuje już poważniejszymi problemami. Trzylatek nie odda swojego przyjaciela tak łatwo i bardzo ciężko znaleźć dla niego w takim wieku zastępstwo. A warto pamiętać, że u starszych dzieci smoczek jest winowajcą powstawania poważnych wad zgryzu i utrudnia naukę mówienia – zdecydowanie więc, nie warta skórka wyprawki.
Artykuł sponsorowany
Komentarze (0)